header imageheader imageheader image

Nansze

Grisznak

nansze_13.png
Nansze #13 (listopad 2005 – luty 2006)
nansze_14.png
Nansze #14 (marzec – czerwiec 2006)
nansze_15.png
Nansze #15 (lipiec/sierpień 2006)

Kiedy się mówi „a”, wypada powiedzieć „b”. Jakiś czas temu recenzowałem na łamach acepa fanzin „Youkou”, tym razem zaś na czynniki pierwsze rozbierać będziemy drugi z ukazujących się w chwili obecnej w fandomie zinów – „Nansze”. Trzeba przyznać, że ten akurat już od dawna zasłużył sobie na recenzję, choćby z racji piętnastu (sic!) wydanych numerów, co jak na pismo fanowskie jest naprawdę imponującym rezultatem. Docenili to niedawno fani, kiedy na PierniConie SE „Nansze” otrzymało nagrodę publiczności za wkład w rozwój fandomu. Ale zacznijmy od podstaw...

Z „Nansze” zetknąłem się przy okazji ankiety na którejś z Reanimek, kiedy to w kategorii „fanziny” przyuważyłem ten właśnie, nieznany mi wcześniej tytuł. Zerknąłem na stronę główną pisemka i zamówiłem od razu trzy numery. Pierwsze wrażenie – przesyłka doszła bardzo szybko. Poczta polska jest dziwną instytucją, każdy kto miał z nią do czynienia, wie, co ona potrafi. Dodatkowo twórcy fanzinów nie zawsze są tak sumienni jak właściciele normalnych czasopism (heh, kiedyś czekałem pół roku na jeden z zinów, którego tytułu tu nie wymienię). Tak więc szybka dostawa nastroiła mnie pozytywnie. Potem otworzyłem paczkę, przeczytałem... i od tego czasu jestem stałym czytelnikiem „Nansze”.

Przejdźmy do konkretów. „Nansze” jest zinem dość nietypowym jak na nasz fanowski światek. O ile bowiem standardowe mangowe ziny zawsze próbowały w jakimś stopniu naśladować oficjalne pisma, tak „Nansze” idzie swoją drogą. Na dobrą sprawę trudno nawet uznać je za zin mangowy – owszem, mamy do czynienia z grafiką mangową bądź też na taką stylizowaną, czasem pojawiają się pewne „japońskie” wątki jak choćby haiku lub nawiązania w tekstach do mitologii dalekowschodniej, ale w „Nansze” nie znajdziecie ani jednej recenzji mangi czy anime, informacji o tym co akurat leci w tv, relacji z konwentów ani nic w tym guście. „Nansze” jest bowiem fanzinem literackim.

Od chwili powstania zin ów wypełniany jest opowiadaniami, tworzonymi w dużej mierze przez dwie dziewczyny, które stoją za „Nansze” – Mei i Martosh. Oczywiście, nie są one wyłącznymi twórczyniami całości, gdyż w „Nansze” może opublikować swój tekst każdy, kto go przyśle, a autorki uznają go za dostatecznie dobry by trafił na strony zina. To samo dotyczy zresztą oprawy graficznej – choć prace dziewczyn stanowią jej lwią część, łamy „Nansze” są otwarte dla wszystkich chętnych i mających odrobinę talentu grafików. Naturalnie, formuła „artzina” narzuca pewne ograniczenia, ale nie są one, przynajmniej na razie, zbyt krępujące.

Pisząc o wypełniających „Nansze” tekstach, trudno użyć uogólnień, gdyż każdy z piszących ma własny styl i pomysły. Generalnie jednak mamy do czynienia z napisanymi dobrze i bez większych wpadek tekstami, widać, że autorki starają się, aby nie puszczać ewidentnych kiksów, i choć zdarzają się w „Nansze” opowiadania lepsze i gorsze, nigdy nie miałem jeszcze do czynienia z czymś naprawdę słabym. Kwestia gustu, ktoś powie. Owszem, nigdy nie da się zadowolić wszystkich. Pochwały także należą się za korektę – niektórych słabiutka ortografia, będąca czasem zmorą twórczości fanowskiej, nie kłuje w oczy, ale mnie akurat tak. „Nansze” również wychodzi z tego obronną ręką. Opowiadania generalnie należą do dosyć ponurych, nierzadko mamy do czynienia z czymś na pograniczu psychodeli i makabry. To samo dotyczy przemocy, której nie brak, aczkolwiek dodać trzeba, że jeśli takowa się pojawia, to ma ona swoje uzasadnienie w treści tekstu. Bardzo częstą tematyką opowiadań są relacje kobieco – kobiece, jednak mimo tego trudno jednoznacznie sklasyfikować „Nansze” jako fanzin w 100% yuri – chociaż z tego co mi wiadomo, twórczyniom to nie przeszkadza. Zdarzają się także teksty bardziej realistyczne, a niekiedy nawet (acz rzadko) dość pogodne, choć nie ośmieliłbym się tu użyć słowa „wesołe”.

„Nansze” liczy pięćdziesiąt dwie strony drukowane na przyzwoitym papierze. Druk jest dobry i wyraźny, to samo dotyczy grafik. Pierwsza i ostatnia strona okładki są kolorowe. Cena całości to 5 złotych, czyli mieszcząca się w średniej fanzinowej, a pamiętać wypada, że tego co znajduje się w „Nansze” raczej nie znajdziecie w sieci. O ile bowiem z ekranu bez większego problemu można czytać recenzje, tak (przynajmniej w moim przypadku) komputer długo jeszcze nie zastąpi słowa drukowanego jeśli chodzi o literaturę piękną. Dlatego też polecam zapoznać się z tymże fanzinem, który zamówić możecie korzystając ze strony mordred.yuri.pl.

Dodaj do:

Zobacz także

Z tą publikacją nie są jeszcze powiązane żadne sznurki.

Ocena

12345678910
Wystawiać oceny mogą tylko zarejestrowani użytkownicy.
Brak głosów.

Komentarze

Sposób wyświetlania:

Ilość komentarzy: 2 dodaj

[1] Re: Nansze
Garet [*.neoplus.adsl.tpnet.pl], 01.09.2006, 14:10:10, oceny: +0 -0
Zgadzam się z Grisznakiem. Zin jest super, od kiedy zetknąłem się z Nansze również jestem stałym czytelnikiem.

Pozdrawiam
[2] Re: Nansze
Mei [*.orange.pl], 07.09.2006, 21:11:20, oceny: +0 -0
Dzięki Grisznaku za taką ładną recenzję :).
Powered by WashuOS