header imageheader imageheader image

Itsudatte My Santa!

Michał Durys

Grudzień to dla większej części świata przede wszystkim święta Bożego Narodzenia. Gdzie nie spojrzeć, za choinką czai się Mikołaj lub inny aniołek, lampki i gwiazdki przesłaniają wszelkie wolne powierzchnie, świąteczne atrybuty są wszechobecne. Na rynku filmowym świąteczna gorączka objawia się wysypem filmów o tematyce świątecznej. Również producenci anime mają swoje dokonania na tym polu.

Mikołaj w żeńskiej postaci

itsudatte_my_santa-09
Któż by nie wolał seksownej dziewczyny od brodatego starucha? ;-)
itsudatte_my_santa-03
Trudne początki znajomości

„Itsudatte My Santa!” (angielski tytuł „Always My Santa!”) to dwuczęściowa OAV-ka na podstawie jednotomowej mangi Kena Akamatsu pod tym samym tytułem. Jest to produkcja w miarę świeża, jej premiera miała miejsce niemalże równo rok temu, 12 grudnia 2005. Obie części razem trwają ok. godziny. Nazwisko autora „Love Hiny”, która w Polsce ma wielu wielbicieli, z pewnością zadziała na wielu jak magnes, ale już na wstępie mogę uprzedzić, że „Itsudatte My Santa!” jest pozycją nieco skromniejszą.

W warstwie fabularnej autorzy nie wykazali się inwencją. Jak w większości bożonarodzeniowych filmów mamy nieszczęśliwego bohatera, który nie czuje magii świąt. Tym razem jest nim młodzieniec imieniem Santa. Jego nietypowe imię związane jest z jego urodzinami, które przypadają w Wigilię Bożego Narodzenia. Niestety, ten podwójnie świąteczny dzień jest dla niego najsmutniejszym dniem w roku, gdyż odkąd sięga pamięcią spędza go sam – jego rodzice mają ważną pracę, która nie pozwala im świętować w domu z synem. Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli napiszę, że już pod koniec pierwszego odcinka Santa jednak poczuje magię świąt, pogodzi się z rodzicami, a także dowie się jak wiele innych osób o niego dba. Ten wątek jest schematyczny do bólu i krótko mówiąc nudny, można tylko dziękować autorom, że w porównaniu do wielu podobnych produkcji ograniczyli dawkę dydaktyzmu do akceptowalnego poziomu.

itsudatte_my_santa-07
Obowiązkowa scena z negliżem
itsudatte_my_santa-10
Żarty z małego biustu nigdy się nie starzeją
itsudatte_my_santa-11
To było do przewidzenia...

Na szczęście odnajdywanie magii świąt nie jest jedynym ani najważniejszym wątkiem w „Itsudatte My Santa!”. Co więcej, wydarzenia pomiędzy smutnym początkiem, a szczęśliwym zakończeniem nieco odbiegają od zużytych szablonów. Otóż przed jednymi z kolejnych, smutnych urodzin Santy na jego drodze staje urocza i pełna energii Mai. Dziewczyna twierdzi, że jest świętym Mikołajem i oświadcza, że zamierza uszczęśliwić naszego bohatera. Jak na rozchwianego emocjonalnie młodzieńca Santa zachowuje się bardzo rozsądnie – przytakuje, uśmiecha się, a przy najbliższej okazji daje nogę. Determinacja Mai okazuje się jednak silniejsza i chcąc nie chcąc Santa zostaje skazany na jej towarzystwo. Tym sposobem zawiązuje się drugi wątek serii – miłosny. On również nie został skażony oryginalnością, autorzy powtarzają najczęstsze schematy zarówno w budowaniu fabuły (przypadkowe spotkanie, początkowa antypatia, wzajemna fascynacja, kryzys, pojednanie) jak i w kreśleniu sylwetek bohaterów oraz budowaniu sytuacji komediowych (nieporozumienia językowe sugerujące niedwuznaczne intencje, żarty z małego biustu, wybuch furii po przypadkowym spotkaniu w negliżu). Mimo to całość została zgrabnie połączona, a sprawdzone żarty wciąż śmieszą.

„Itsudatte My Santa!” to przede wszystkim lekka komedia romantyczna opierająca się na odwiecznej formule on + ona + kłopoty. Bohaterowie serii są sympatyczni, bardzo szybko można ich polubić – Santa rozbraja nieporadością, Mai urzeka spontanicznością, a jakby komuś jeszcze było mało to autorzy dorzucili kilka kawaii bohaterek na drugi plan. Humor serii jest lekki, opiera się przede wszystkim na zestawieniu żywiołowej Mai z nieco flegmatycznym Santą tudzież na sprawdzonych gagach pokroju uwag o małym biuście. Jednym słowem, pod względem fabularnym „Itsudatte My Santa!” nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle wielu innych komedii romantycznych.

Od strony wizualnej anime prezentuje się przyzwoicie, choć również nie wznosi się ponad przeciętność. Projekty postaci są miłe dla oka, mogą się podobać – styl Kena Akamatsu jest rozpoznawalny na pierwszy rzut oka. Ukłonem w stronę męskiej części widowni jest przytłaczająca przewaga dziewcząt w obsadzie. Jak na komediowy tytuł przystało animatorzy często uciekają się do przesady ukazując bohaterów w zniekształconych postaciach, poruszających się z olbrzymimi prędkościami itd. Te sekwencje zrealizowane są w zabawny sposób, sam obraz jest w stanie wywołać uśmiech na twarzy. Kreska jest niezbyt szczegółowa, tła raczej proste, autorzy chętnie sięgają po zapychacze animacyjne – statyczne ujęcia albo wielokrotnie wykorzystywane te same klatki. Od razu widać, że budżet produkcji również nie wykraczał poza przeciętność.

Polskie wydanie

itsudatte_my_santa.jpg
Okładka polskiego wydania kusi tabunem dziewcząt

W Polsce „Itsudatte My Santa!” zostało wydane przez firmę Anime Virtual. Pudełko prezentuje się sympatycznie, z obu stron spoglądają na nabywcę tabuny uroczych bohaterek serii. Nie sposób przeoczyć też nazwiska Kena Akamatsu – dla pewności zostało ono umieszczone na okładce w czterech miejscach. Nie do końca rozumiem dlaczego na przedniej okładce zrezygnowano z fleksji – „Historia bożonarodzeniowa autorstwa Ken Akamatsu” trochę kłuje w oczy, a na dodatek kropka w „ż” dziwnym trafem zjechała do podstawy literki. Z kolei na tylną okładkę wkradł się czeski błąd: „Któz ż nas nie chciałby spotkać Świętego Mikołaja w kobiecej postaci?” Na odbiór serii takie błędy nie mają najmniejszego wpływu, ale źle świadczą o staranności wydawcy.

Zastrzeżenia można mieć także do polskiego tłumaczenia. Już w pierwszej minucie filmu, gdy bohater zza kadru opowiada o utracie wiary w Świętego Mikołaja na ekranie pojawia się zdanie „Najczęściej zaczyna się dostrzegać realność, w wieku szkoły podstawowej.” Mnie przywodzi ono na myśl tłumaczenie dokonane przez komputer, żaden rodowity Polak by tak nie powiedział. Tłumaczka najwyraźniej nie zadała sobie trudu zweryfikowania swojej pracy pod kątem poprawności stylistycznej, co potwierdzają podobne kwiatki w późniejszych scenach. Mam też wątpliwości co do merytorycznej poprawności tłumaczenia, przynajmniej w jednym wypadku tłumaczka na pewno nie poradziła sobie z właściwym oddaniem dialogów. W scenie na plaży Mai proponuje Sancie, że nasmaruje go olejkiem, co wywołuje ogromne zdziwienie i oburzenie innych plażowiczów oraz zakłopotanie samego Santy. Mai odkrzykuje, że nie miała na myśli „olejku” tylko „słoneczny olejek”. Kontekst i mimika bohaterów wyraźnie wskazują, że chodzi o jakąś dwuznaczność, jednak w polskich dialogach próżno takowej szukać. Z drugiej strony być może w tym wypadku winą nie należy obarczać rodzimej tłumaczki – najprawdopodobniej nie tłumaczyła z oryginału i być może dwuznaczność znikła już na wcześniejszym etapie przekładu.

itsudatte_my_santa-04
Jakość obrazu zasługuje na szkolną czwórkę

Jeżeli już mowa o różnych wersjach językowych to płyta oferuje trzy ścieżki dźwiękowe do wyboru: oprócz japońskiego oryginału dostępny jest także francuski i niemiecki dubbing. Wszystkie ścieżki nagrane są w stereo, więc spokojnie można się obyć bez kina domowego. Z kolei napisy dostępne są w językach polskim, francuskim, holenderskim, niemieckim i szwedzkim.

Jakość obrazu jest przyzwoita, kolory żywe, a ślady kompresji widoczne są jedynie z rzadka w bardzo dynamicznych i trudnych do zakodowania scenach. Dane na płycie zajmują ponad 4,3 GB, co przy braku dodatków oznacza, że większość tej wartości przeznaczone jest na dane obrazu. W rzeczy samej, średni bitrate wynosi ponad 6 Mb/s, co jest pewnym wyznacznikiem jakości. Ważniejsze jest jednak to, że wygląda dobrze „na oko”. Jedynie oglądajc anime na komputerze odniosłem wrażenie, że krawędzie obrazu tu i ówdzie przejawiają tendencję do „ząbkowania”. Efekt przypomina nieco nadmierne powiększenie obrazu. W pierwszej chwili pomyślałem, że przyczyną jest skalowanie obrazu związane z kodowaniem anamorficznym, ale na innych płytach przystosowanych do telewizorów 16:9 nie stwierdziłem podobnego efektu. Nie jest to jednak duży mankament, dostrzegłem go dopiero przy oglądaniu anime na komputerze, na ekranie telewizora nie było widać żadnych zniekształceń. Ogólnie jakość obrazu oceniłbym jako dobrą – czwórka w szkolnej skali.

itsudatte_my_santa-01
Główne menu płyty

Zawartość płyty jest bardzo skromna, niestety wydawca nie pokusił się o dołączenie jakichkolwiek dodatków związanych z „Itsudatte My Santa!”. Poza samym anime na płycie znalazły się tylko zwiastuny innych tytułów z oferty Anime Virtual. Obiecująco wyglądająca opcja „Autorzy” w menu głównym niestety nie prowadzi do informacji o autorach anime, lecz do listy pracowników Anime Virtual zaangażowanych w wydanie „Itsudatte My Santa!”. W związku ze skromną zawartością menu płyty jest także skromne, choć estetyczne i funkcjonalne. Oprócz dostępu do poszczególnych części oferuje jedynie wybór ścieżki dźwiękowej i napisów.

Czy warto?

„Itsudatte My Santa!” to kolejne przeciętne anime jakich w Japonii wydaje się co roku setki, jedynie nazwisko Kena Akamatsu wyróżnia je z tłumu podobnych produkcji. Obejrzałem je z przyjemnością, choć nie sadzę by zapadło mi w pamięci na długo, nieprędko też będę miał ochotę do niego wrócić. Czy w takim razie warto je kupić? Niewątpliwie za ok. 50 zł, które trzeba wydać na tę płytę można znaleźć ciekawsze tytuły. Jeśli jednak wybór ograniczyć do komedii, których na polskim rynku nie ma zbyt wiele, to „Itsudatte My Santa!” może być ciekawym pomysłem, zwłaszcza dla miłośnika twórczości Kena Akamatsu.

Dodaj do:

Zobacz także

Powiązane tematy: Anime Virtual, Itsudatte my Santa.

Ocena

12345678910
Wystawiać oceny mogą tylko zarejestrowani użytkownicy.
3,25/10 (4 głosów)

Komentarze

Sposób wyświetlania:

Ilość komentarzy: 4 dodaj

[1] Re: Itsudatte My Santa!
SAper111 [*.covernet.pl], 07.12.2006, 13:19:45, oceny: +0 -0
SAper111JA KCE TAKIEGO MIKOLAJA!!!!!!! ;p niuch niuch niuch
[2] Re: Itsudatte My Santa!
Grisznak [*.satfilm.net.pl], 07.12.2006, 16:15:19, oceny: +0 -0
GrisznakTrue..średniawy tytuł.
Z Akamatsowych rzeczy milion razy lepsze jest choćby Mao-chan.
[3] Re: Itsudatte My Santa!
Bere-kun [*.adsl.inetia.pl], 16.08.2007, 13:44:07, oceny: +0 -0
Czaiłem się na to od jakiegoś czasu, szkoda że dopiero teraz dowiedziałem się o 'przeciętności' tego anime. W każdym razie chciałbym obejrzeć.
[4] Re: Itsudatte My Santa!
bonebraker [*.neoplus.adsl.tpnet.pl], 14.12.2007, 17:31:17, odpowiedź na #3, oceny: +0 -0
bonebrakerjak mam wydac 50zl na plytke z takim sobie filmem to juz wole kupic sobie kolejna plyte wolf's rain...
Powered by WashuOS