Wygląda jak Monster Hunter :D

Japończycy to wszystko muszą przerobić na mangę, anime, albo debilny teleturnej...

Najlepiej animowany debilny teleturniej na podstawie mangi.

A Amerykańce na chujowe filmy.

Animatrix i Halo: Legends były na wypasie.

Zastanawiam się czy już się bać czy może jeszcze chwilę poczekać...

Taaaaaaaaaaaaaaaaaak! Najlepsza gra ever będzie miałą swoją
animacje! FAP YEAH!

Cieszę się, że powstaje animacja DA, ale polemizowałbym, czy to jest najlepsza gra ever ;)

No, bo najlepszy jest Mass Effect :).

Najlepsze było Enemy Territory.

Co najwyżej w multiku :). Ale pod tym względem i tak jakoś wolę Battlefield.

>>Co najwyżej w multiku :)

No jakby nie patrzeć, to ET innej opcji nie miało.

Najlepszy (spośród gier fps) jest Q3. Ale nie do takich pierdół jak esport.

ET to zmodyfikowany silnik Q3A, więc mogę się z Tobą zgodzić.

YOU HAVE TAKEN THE LEAd~!

V52

And then i took arrow in my knee.

Lol. ME nie jest nawet w połowie tak fajny, jak DA. Podczas gdy DA nie jest nawet w połowie tak fajne, jak Skyrim.

A mamy jeszcze wiele gier, które są prawie tak fajne, równie fajne, a nawet fajniejsze niż Skyrim... co oznacza, że ME jest przereklamowanym słabiakiem.

Różne są gusta. Przy ME się dobrze bawiłem, a przy DA wynudziłem jak mops. Chyba nie potrafię grac w takie gry ( no chyba, że mówimy o Tormencie), bo widzę tylko "kliknij aby zaatakować wroga". A jest ich tam tyle, że szybko miałem dosyć.

Otóż to, otóż to. Ja niezbyt przepadam za „średniowiecznymi” RPG, przedkładam pistolet nad miecz czy topór, dlatego zdecydowanie milej bawiłem się przy Mass Effect. Ale chociaż ilość wrogów w Dragon Age w pewnym momencie zaczęła mnie nudzić (ujdziesz pięć metrów – jeb, tuzin mrocznych pomiotów, zabijasz, idziesz kolejne pięć metrów – jeb, tuzin mrocznych pomiotów i jakieś silniejsze chujstwo, zabijasz, uchodzisz dziesięć kroków – jeb, dwadzieścia pomiotów – i tak w kółko) i przytłaczać, to grałem dalej, bo mnie fabuła wciągnęła – po prostu ilekroć na ekranie pojawiała się horda wrogów, do gry wkraczał kod na zabicie wszystkich. Na szczęście w Dragon Age II i w Skyrimie ilość wrogów jest rozsądna, więc IMO są przyjemniejsze i nie trzeba się uciekać do kodów. W Mass Effect miejscami też jest ich trochę dużo, ale mając pistolet i możliwość chowania się za osłonami da się ich bezproblemowo zlikwidować. Pomioty w Dragon Age też ponoć można, ale do tego trzeba znać się na magii, a ja nie po to, kurwa, byłem krasnoludem, żeby rzucać czary jak jakiś pierdolony elf.

Cóż, zdecydowana większość erpegów jest właśnie w tym "średniowiecznym stylu". Ale są też wyjątki, np. taki KotOR, gdzie do wyboru masz zarówno blaster jak i miecz ;)
Dla mnie najlepszą grą ever póki co pozostaje Planescape: Torment. Chodziły też nawet słuchy o kontynuacji tego tytułu.
A co do elfów to się zgadzam, wszak powszechnie wiadomo, że elfy to cioty i pedały.

"Chodziły też nawet słuchy o kontynuacji tego tytułu." Tylko czy mogą zrobić kolejną grę w oparciu o system, który oficjalnie został uśmiercony ?

Cóż, tego to nie wiem. Gdzieś kiedyś czytałem wywiad, że rozważana jest możliwość stworzenia kontynuacji P:T, ale skoro jak mówisz oficjalnie uśmiercono ten świat, to znaczy, że chyba jednak nie ma na to szans. Co ma zarówno swoje plusy i minusy.

Btw, to boli, biorąc pod uwagę, że to uniwersum było cholernie oryginalne.

Było naprawdę wyjątkowe, tym bardziej szkoda, że nic więcej już w tym uniwersum nie powstanie. No i będe tęsknił za tym fenomenalnym polskim dubbingiem :(

Dlatego gram w stosunkowo niewiele erpegów, zwłaszcza w porównaniu z shooterami, slasherami, mordobiciami, akcją (à la Tomb Raider, Batman, Assassin’s Creed czy Prince of Persia) czy nawet przygodówkami. Odnośnie elfów mam takie same odczucia, dlatego w Skyrimie skwapliwie wykorzystuję każdą okazję, żeby dokopać szpiczastouchym z Aldmerskiego Dominium.

Kurde, a ja właśnie mam fetysz grania we wszystkie erpegi elfkami... xD

Mroczna elfka w Skyrimie jest fajna. Podczas tworzenia postaci wygląda staro ale jak się ją ubierze i umaluje to jest wporzo.

Ja jestem erpegowym ksenofobem szowinistą, wybór zawsze jest taki sam – człowiek, mężczyzna, wojownik/żołnierz. Jeśli gra jest na tyle dobra, żeby chciało mi się ją przejść drugi raz, wybieram coś innego, jak krasnoluda w Dragon Age. Mass Effect przechodziłem też kobietą, ale klasa zawsze jest taka sama, bo nie kręci mnie rzucanie czarów, hakowanie/otwieranie zamków itd. Poza tym, w ME i DA akurat nie muszę się o to martwić, bo na podorędziu zawsze miałem Lelianę czy Tali, żeby się zajmowały otwieraniem i hakowaniem. A magów nie lubię, bo mi zabijają przeciwników zanim do nich podbiegnę i zbierają należne mi punkty doświadczenia :D. Aczkolwiek w Skyrimie dość długo chodziłem w towarzystwie maga, bo w tej grze doświadczenia nie zdobywa się za zabijanie przeciwników, więc on zabijał ich jednym zaklęciem, a ja w tym czasie lutowałem i eksplorowałem pomieszczenia – co się będę niepotrzebnie narażał na utratę zdrowia, skoro on może się tym zająć? :D Ale w końcu go wymieniłem na kogoś władającego bronią, bo inaczej w kwestii władania bronią dwuręczną zatrzymałbym się na 72. poziomie.

Piękne elfki to nie cioto-elfy, więc spoko ;)

Ja właściwie lubię wszystko, no może poza grami sportowymi, wyścigami i symulacjami życia ;) Jasne, że erpegi są fajne, ale sam lubię dla odmiany popykać w DMC, GoW, Uncharted czy w cokolwiek, każda z nich jest świetna, a im mniej w nich elfów tym lepiej ;P

Nie no, elfy mogą być, ale na takiej zasadzie, jak np. w Overlord, gdzie można spalić ich święty gaj czy wziąć wielgachny wór złota zamiast uratować ostatnie elfie kobiety, skazując tym samym całą rasę na wymarcie. No i można pozabijać jednorożce, o masakrowaniu krwiożerczych hobbitów nie wspominając. Naprawdę zabawna i całkiem odstresowująca gra, a przy okazji świetny pastisz fantasy.

A nieprawda, bo swoich sługów i poddanych (nie licząc błazna) traktowałem wyjątkowo miło.

Miałem okazję grać w to kiedyś przez chwilę i przyznam, że gra faktycznie jest fajna i odstresowująca. Może nadszedł czas, by wziąć się za to? W końcu święta idą.
A propos pastiszu, zastanawia mnie, jak by to było grać w Zeldę krasnoludem...?

Ja tam bym wolał anime na podstawie Mass Effect. Ale Shepard będzie miał amerykańską wersję aktorską, o której jakość się obawiam, więc niech Dragon Age ma anime. Aczkolwiek i w tym przypadku obawiam się, że wyjdzie z tego twór gniotopodobny à la Resident Evil: Degeneracja. No i trochę szkoda, że film będzie prologiem do Dragon Age II, a nie adaptacją Początku, bo to niezły materiał na widowiskowe anime fantasty. A prolog do „dwójki”? Pewnie nie będzie Hawke’a, a skoncentrują się na Lelianie i Poszukiwaczach, czy jak tam się zwał ten zakon.

Swoją drogą – chcę anime na podstawie Skyrim! Chyba jeszcze w żadną inną grę nie wsiąknąłem na tak długo. Po sześćdziesięciu godzinach jeszcze długa droga do końca, podczas gdy Mass Effecty i Dragon Age’e w takim czasie już dawno miałem skończone.

Urgh... Wolałabym, żeby Japończycy nie tykali się tego tytułu.

Obawiam się, że ciężko zepsuć tą "serię" bardziej niż zrobiły to Dragon Age Legends i Dragon Age 2.

No tak, przecież Japończycy nie znają się na animacji...

Czy napisałam, że nie znają się na animacji? Nie. Według mnie, nie powinno się po prostu mieszać klimatów azjatyckich z tymi występującymi w seriach amerykańskich.

A Dragon Age to ma niby amerykański klimat, że to amerykanie muszą się tym zająć?

Idąc tym tropem i biorąc pod uwagę słowa Grega Zeschuka, że Ferelden to wariacja na temat średniowiecznej Polski, Ukrainy, Litwy i okolicznych terenów, za animowaną wersję Dragon Age powinien odpowiadać Se-ma-for!

A tak gwoli ścisłości – BioWare to studio kanadyjskie, a nie amerykańskie.

Sorry, mój błąd :).

Że niby kanadajczycy, to nie amerykanie?

Jak sama nazwa wskazuje – nie. Ale o ile nie pochodzą z Québecu, to można ich z Amerykanami pomylić.

A zdawało mi się, że Kanada to część Ameryki.

To w takim razie japończycy to nie azjaci...?

niech pomyślę...
Patrząc na Europejczyków i innych ludzi z zachodu, którzy uważają, że w rzeczywistości mają japońską duszę...
Oooh taaak, Japończycy nie są Azjatami.

Jeśli taki se Kanadyjczyk ma w sobie choć troszkę krwi "indiańskiej" to wtedy tak! jest Amerykaninem.
Jak nie ma: to pewnie jest Europejczykiem albo Afroamerykaninem.

Jeszcze troche i wyjdzie, że Bioware to afroamerykańska lub europejska firma...

kto ich tam wie? może to kosmici :)