header imageheader imageheader image

Yuri Monogatari #6

Grisznak

yuri_monogatari_6.jpg

W Polsce tradycja wydawania antologii z fanowskimi komiksami rysowanymi w japońskim stylu ma już swoje lata – starsi pamiętają pewnie wydawane przez wydawnictwo Kasen zbiory komiksów autorstwa laureatów konkursu prowadzonego przez organizatorów konwentu reANIMation. Młodsi zaś ukazującą się wciąż serię „Otaku Max Manga”, prezentującą zarówno autorów krajowych jak i zagranicznych. Wspominam o tym, gdyż pozycja o której piszę, po części zalicza się właśnie do takich publikacji.

„Yuri Monogatari” to ukazująca się od kilku lat antologia, w której autorki i autorzy komiksowi z różnych krajów publikują prace związane z niekiedy szeroko rozumianą tematyką miłości lesbijskiej. Choć samo słowo „lesbijka” jest dla wielu fanów yuri, a także autorów, dziwnie niewygodne (sporo miejsca temu zagadnieniu poświęcono we wstępie do opisywanego tu szóstego numeru magazynu), jego wydawca nie boi się pisać je wprost. Oczywiście sami fani lubią się bawić w podziały (to w USA wymyślono swego czasu podziały na shōnen/shōjo-ai i yaoi/yuri wedle zasady softcore/hardcore), tu jednak nie ma to większego znaczenia. W antologii znajdziemy zarówno delikatne, romantyczne historie jak i nie bawiące się w żadne dwuznaczności opowieści, dzięki którym na okładce „Yuri Monogatari” znajduje się informacja, że jest to tytuł dla ludzi powyżej osiemnastego roku życia.

Zawartość „Yuri Monogatari” to wyłącznie komiksy, nie ma tu miejsca na żadne artykuły czy publicystykę, poza wstępem wydawcy. Na dwustu czterdziestu stronach znalazło się miejsce dla dwunastu dłuższych lub krótszych historii. Już po pierwszym spojrzeniu do spisu treści moje oko spostrzegło znajomo brzmiące nazwisko – autorką komiksu pt. „40 minutes” jest Maria Biegańska, którą niektórzy starsi fani mogą pamiętać m.in. z fanzinu „MA-88” (pod pseudonimem „mb”). Poza nią w antologii znajdziemy autorów z USA, Europy oraz z Japonii, i debiutantów, i tych, co mają już na koncie opublikowane prace (jak choćby Rica Takashima, autorka „Rica’tte Kanji”). Całość jest w języku angielskim. Zaznaczyć trzeba, że w odróżnieniu choćby od „Otaku Max Manga”, wszystkie zaprezentowane tu historie to tzw. one-shoty.

Choć tytuł „Yuri Monogatari” jasno sugeruje, że będziemy mieć do czynienia ze zbiorem mang poświęconych miłości lesbijskiej, byłbym ostrożny z generalizowaniem, gdyż nie zawsze mamy tu do czynienia z tą tematyką. Początek jest raczej przewidywalny. „Grass”, autorstwa Nishi Uko, to świetnie narysowana (autorka jest dość znaną rysowniczką dōjinshi), zawarta na piętnastu stronach spokojna opowieść o dwóch kobietach, książce i szkolnych wspomnieniach. Wspomniane już wcześniej „40 minutes” Marii Biegańskiej jest czymś z zupełnie innej beczki. Sporo tu psychodeli, którą potęguje oryginalny rysunek z ciekawą ornamentyką. Także treść wymyka się typowym dla yuri schematom, a zakończenie potrafi zaskoczyć. Trzeba przyznać, że twórczość naszej rodaczki pozytywnie się wyróżnia na tle innych.

„Sakura Gun”, za które odpowiada artystka ukrywająca się pod pseudonimem JD Glass (skądinąd, dość płodna artystycznie osoba), zupełnie nie przypadła mi do gustu, głównie za sprawą rysunku przypominającego średniej klasy oekaki. Być może właśnie to sprawiło, że lektura tej historii o japońskich dniach w Londynie i pewnej sekcie była raczej ciężka. Dla odmiany „Cause x Play”, dotyczące konwentów i cosplayowiczów, po części wykorzystujące, po części wyśmiewające popularny motyw crossdressingu, narysowane żywo i dynamicznie, czyta się naprawdę dobrze. Dodatkowo fanów „Sailor Moon” z pewnością ucieszą odniesienia do tej serii. Co ciekawe, autorka Hope Donovan, sama jest wziętą uczestniczką cosplayów (pytanie, na ile opisana tu historia jest wzięta z życia…). Z kolei Rica Takashima narysowała dziecięcą, na swój sposób urokliwą opowieść pt. „Miko-chan Memories”, którą trudno sklasyfikować jako yuri, choć opowiada o typowej bohaterce takich mang – chłopczycy, która już od dziecka wyróżnia się na tle koleżanek. Nie jest to żaden dramat, raczej pogodna powiastka dla wszystkich, nie tylko fanów gatunku.

Historia „Jaded” powraca do poważniejszych klimatów. Poznajemy w niej dwie dziewczyny uwikłane w struktury organizacji przestępczej, które niegdyś rozstały się, aby nie wywołać konfliktu, teraz zaś okazuje się, że jedna z nich ma na głowie zabójcę, nasłanego… przez drugą. Bardzo dobry, typowo mangowy rysunek idzie tu w parze ze sprawnie skonstruowaną intrygą. Po tej historii następuje kolejna, „For the girl who has everything”, dość obleśna w treści i formie, raczej odrzuca. Na szczęście to tylko drobny wypadek przy pracy. „Sinful” autorstwa Houjo Koz (kolejna autorka znana z rynku dōjinshi) to sympatyczna miniaturka o licealistce zakochanej w wokalistce rockowej, bliska typowemu shōjo zarówno w treści jak i w formie. Natomiast „Univited Guests” to mało mangowa jeśli chodzi o kreskę, humorystyczna opowieść o pewnych urodzinach i jubilatce, która nie ma ochoty ich obchodzić.

„Simple” trudno sklasyfikować jako yuri, bardziej bowiem niż na przyjaźni dwójki bohaterek (gdyby nie fakt, że została opublikowana w takim a nie innym magazynie, raczej nie dopatrywałbym się w tej przyjaźni niczego więcej), dotyczy problemów jednej z nich. Problemów nie do końca typowych dla dorastających dziewcząt, dodajmy. Jest to kolejna z grona raczej lżejszych gatunkowo historii. Następująca po niej „Speak Love” jest z kolei utrzymana w całkiem odmiennym klimacie, gdyż dość dość szczerze i poważnie opowiada o rozpadającym się związku dwójki kobiet. W porównaniu z poprzednimi, w większości grzecznymi historiami, jest więcej tu seksu, zaś rysunek kojarzy mi się ze stylem typowym dla komiksów z Korei. Ostatnia opowieść, „30th Christmas” Eriko Tadeno, to dość nietypowe podejście do tematu, choćby z racji wieku bohaterek.

Co godne uwagi, niewiele w antologii mamy typowych dla japońskich twórczyń shōjo-ai historii o szkolnych romansach zauroczonych sobą dziewcząt. Tematyka ta, wciąż popularna w Japonii, poza nią wydaje się znacznie mniej atrakcyjna. Co więcej, można zauważyć, że bohaterkami zostają osoby coraz starsze. Kiedyś normą było, że w tego rodzaju komiksach prym wiodą nastolatki. Tutaj znacznie więcej jest bohaterek dojrzalszych, mających po dwadzieścia kilka bądź trzydzieści parę lat. Siłą rzeczy historie z ich udziałem różnią się od tych, w których dwie licealistki wręczają sobie obento, rumieniąc się przy tym niemiłosiernie. Cóż, gatunek ma już swoje lata i trudno się dziwić, że dojrzewa. Tym bardziej, że szkolne romanse, tak typowe dla mangi i anime, nie są popularną tematyką w europejskim i amerykańskim komiksie, z którego, chcąc nie chcąc, wywodzi się część obecnych na łamach „Yuri Monogatari” twórców. Daje się także zauważyć odważniejsze podejście do tematyki seksu.

Zauważalna jest (typowa dla tego gatunku) niechęć do fantastyki. Niezmiernie rzadko pojawiają się tytuły yuri, których autorzy decydują się wyjść poza granice realizmu. Tutaj również można to dostrzec, na dwanaście tytułów w ledwie dwóch mamy do czynienia z elementami nadprzyrodzonymi, reszta to czysty realizm. Nie kryję, sam czekam na dobrą, długą serię fantasy z motywami (a nie tylko fan serwisem) yuri, ale prędzej pewnie doczekam się pewnie yaoi rozgrywającego się w murach żeńskiej szkoły katolickiej. Kwestia realizmu to także kreska, najbardziej mangowe w stylu są tu historie rysowane przez Japonki, autorzy z USA i Europy nie mają oporów by łączyć style, nawiązywać zarówno do mangi (dotyczy to głównie oczu, czasem rozplanowania i ułożenia kadrów) jak i do komiksu zachodniego (styl rysowania, tematyka, postaci). Dzięki temu lektura „Yuri Monogatari” jest jeszcze ciekawsza. Śmieszy natomiast niekiedy dolegliwość typowa także dla polskich rysowników – aby komiks lepiej udawał mangę, nadaje się bohaterom japońsko brzmiące imiona, nawet jeśli akcja w żaden sposób nie wskazuje na Japonię jako na miejsce akcji.

Z drobnymi wyjątkami antologię „Yuri Monogatari” czyta się dobrze. To dość gruba pozycja, a jeśli chodzi o jakość wydania to kojarzy mi się z mangami z wydawnictwa Hanami (podobny papier na okładce i w środku, format A5). Na końcu znalazło się jeszcze miejsce dla kilkuzdaniowych notek dotyczących autorek i autorów opublikowanych wewnątrz mang, zaś między komiksami, opublikowano dwa humorystyczne paski z gatunku „How to tell difference between lesbian and yuri” oraz kilka artów. Wszystko to sprawia dobre wrażenie i śmiało mogę stwierdzić, że cena $15,95 nie jest specjalnie wygórowana. Fanom komiksów ze znakiem białej lilii „Yuri Monogatari” polecam w ciemno. Nabyć je można na stronie wydawnictwa i za pośrednictwem księgarni internetowej Amazon.com. Poprzednie numery są do kupienia także w empik.com. Filmik reklamujący ten numer, możecie zaś obejrzeć na YouTube.

Dodaj do:

Zobacz także

Z tą publikacją nie są jeszcze powiązane żadne sznurki.

Ocena

12345678910
Wystawiać oceny mogą tylko zarejestrowani użytkownicy.
9,00/10 (1 głosów)

Komentarze

Sposób wyświetlania:

Ilość komentarzy: 4 dodaj

[1] Re: Yuri Monogatari #6
oyu_ [*.internetdsl.tpnet.pl], 18.05.2009, 17:03:52, oceny: +0 -0
grisza - czepne sie - co to jest japonski styl komiksow?
[2] Re: Yuri Monogatari #6
Grisznak [*.satfilm.net.pl], 18.05.2009, 17:10:33, odpowiedź na #1, oceny: +0 -0
GrisznakManga.
Są w tym zbiorku komiksy, w których widać wpływy japońskiej (czyli tzw. world manga, oel manga, pseudomanga, czy jak tam zwał), są takie, których autorami są Japończycy (a zatem mangami są bez dwóch zdań), znajdą się i takie, w których takich wpływów nie widać.
[3] Re: Yuri Monogatari #6
oyu_ [*.internetdsl.tpnet.pl], 18.05.2009, 17:27:06, odpowiedź na #2, oceny: +0 -0
grisza - ale manga nie ma stylu, moze miec style
jesli chciales napisac to czego sie domyslam
to poprawnie byloby
prace inspirowane komiksem ajzatyckim, japonskim czy koreanskim, ale nie stylem - styl to cos jednorodnego dajacego sie zamknac w definicyjnych ramach
[4] Re: Yuri Monogatari #6
Froh [*.ssp.dialog.net.pl], 18.05.2009, 20:55:48, odpowiedź na #3, oceny: +0 -0
Manga może mieć sztyl -
trzeba ją tylko na kiju zatknąć
Powered by WashuOS