Niusy Teksty Galerie Plikownia |
GantzFeanor pacjent: anime studia Gonzo pt. „Gantz” z roku 2004 na podstawie mangi autorstwa Hiroya Oku pod tym samym tytułem SzczegółyHistoria choroby: Rozpoczęta w 2000 roku na łamach magazynu „Weekly Young Jump” manga „Gantz” wyróżniała się ciekawym, oryginalnym pomysłem, który otwierał drogę do zadawania niebanalnych pytań i roztrząsania ich w rzadko spotykanej formie. Czytelnicy skuszeni wyżej wymienionymi możliwościami i skłonni dla nich tolerować pojawiające się tu i ówdzie rozkładówki godne mangowego „Playboya” oraz ogólnie mleczarską potęgę przedstawionej w dziele Japonii niestety zawiedli się ostatecznie z końcem pierwszej serii (czy jak to woli pan Oku — fazy) komiksu. Jeśli nawet ktoś miał nadzieję, że „Gantz — Phase Two” wypuści się na szersze wody, z pewnością szybko zauważył, że druga seria stała się jeszcze bardziej tania i płytka niż pierwsza, do tego jeszcze będąc pospolitym tasiemcem. Miłośników poważniejszych dzieł japońskiej kultury nowoczesnej ogarnął wielki smutek i żal. Wtem 12 kwietnia 2004 roku na antenie telewizji Fuji pojawiła się pierwsza seria anime tworzonego przez ludzi do tychże zawiedzionych fanów podobnych — mających własny pomysł na przekaz „Gantza” i głębię jaką powinien zawierać. I było wiele radości w królestwie, a mieszkańcy Coruscant w przypływie szczęścia niszczyli pomniki przypominające odchodzący reżim... Khem, przepraszam, pomyliłem opowieści. Niestety zakończenie naszej nie jest tak miłe i jednoznaczne. Pacjent: „Gantz” przez ogromną większość czasu sztywno trzyma się pierwszej połowy pierwszej serii mangi. Opowiada zatem o japońskim dziesiątoklasiście Keim Kurono i jego przyjaciołach, spośród których wyróżniają się: rówieśnik i kumpel z piaskownicy Masaru Kato oraz zwracająca uwagę nie tylko głównego bohatera wyglądającymi jak kolosalne balony z wodą piersiami Kei Kishimoto (aby nie pomylić jej z głównym bohaterem, podobnie jak ma to miejsce w anime, będę tu o niej pisał „Kishimoto”). Obecność kontekstów seksualnych jest zresztą dość oczywista choćby z tego względu, że naszego main hiroł poznajemy w dość oryginalnej jak na anime sytuacji — gdy dostaje erekcji podczas lekcji, wyobrażając sobie, że nauczycielka jest naga. Po szkole natomiast udaje się do sklepu nabyć gazetkę dla dorosłych. Dość szybko zdajemy sobie sprawę, że Keiemu daleko do stereotypowego bohatera anime — jest samolubny, antypatyczny i daje się ponieść przyziemnym żądzom i pragnieniom. Natomiast Kato, z którym Kei stracił kontakt na długie lata i którego przypadkiem spotyka w drodze do domu, jest jego całkowitym przeciwieństwem — opanowany, skłonny do poświęceń dla innych, prawdziwie heroiczny. Jak nietrudno się domyślić, przez większość anime będziemy obserwować toczącą się na ekranie grę przeciwieństw i starć między tymi dwiema postawami. Grę, w której emonastolatka Kishimoto zdaje się być tylko bezdusznym przedmiotem, jednak podobnie jak inne co znaczniejsze dramatis personae, stopniowo odchodzi od stereotypu, z którego się wywodzi, by wreszcie stać się wiarygodną, pełnokrwistą osobą. Świat „Gantza” jest oryginalną wariacją na temat naszej współczesnej rzeczywistości. Wariacja polega na wprowadzeniu idei, w myśl której tuż przed śmiercią niektórzy mieszkańcy Tokio zostają przeteleportowani do tajemniczego mieszkania w miejskim bloku, gdzie w czarnej kuli „żyje” zagadkowe humanoidalne stworzenie zwane Gantz (istota Gantza jest zagadką przez większą część mangi i całość anime — w odcinkach drugiej serii mangi, które jeszcze udało mi się znieść, nadal nie została ona ani trochę wyjaśniona, a w anime... cóż, sami możecie zobaczyć...). Nasi bohaterowie i w zasadzie wszystkie postacie mające jakiekolwiek znaczenie w anime trafiają do rzeczonego pomieszczenia, gdzie Gantz wita ich wyświetlając na „ekranie” kuli napis: „Wasze życie się skończyło, dupki, a o tym co zrobicie z nowym zadecyduję ja”. Oddaje im następnie do dyspozycji wyciągnięte żywcem z produkcji sci-fi uzbrojenie i prezentuje „kosmitę” którego mają za jego pomocą zlikwidować. Pośród zamieszania, jakie jest w takiej sytuacji dość zrozumiałe, nasi bohaterowie — będąc niewidzialni dla żywych — muszą pozbyć się dziwnych stworzeń w wyznaczonym przez Gantza czasie, pilnując by z powodu opuszczenia obszaru polowania lub zdradzenia tajemnicy wydarzeń komuś z zewnątrz, nie wybuchły wbudowane w ich czaszki ładunki wybuchowe. Zabicie wszystkich celów pozwala im wrócić do świata żywych — dopóki ten swoisty Mistrz Gry zamknięty w czarnej kuli nie wezwie ich na kolejne polowanie. I tak cykl się zamyka, przy czym należy zaznaczyć, że podczas „odprawy” Gantz nigdy nie pokazuje wszystkich celów, nigdy nie ostrzega bohaterów o wszystkich czekających na nich niebezpieczeństwach — wprost przeciwnie... Dodaj do: Zobacz takżeZ tą publikacją nie są jeszcze powiązane żadne sznurki. Ocena
Wystawiać oceny mogą tylko zarejestrowani użytkownicy. 8,50/10 (4 głosów)KomentarzeIlość komentarzy: 17 dodaj [2] Re: Gantz
[3] Re: Gantz
[4] Re: Gantz
[5] Re: Gantz
Jak dla mnie anime było totalnym gniotem.Nie oddawało klimatu mangi,zmieniło zakonczenie,dodawało niepotrzebne postacie fillerowe.Najgorsze to chyba to iz anime skonczyło sie w momencie gdy tak naprawde cała fabuła Gantza sie zaczyna.W Gantz najważniejsza jest nieprzewidywalność,nie ma tutaj tak naprawde głownego bohatera i każdy może zginać szkoda że anime skonczyło sie zanim akcja się zaczęła. [6] Re: Gantz
A mnie się właśnie to podobało. W większości przypadków, czy to filmy, czy anime, można wyłonić zbiór bohaterów, który nie zginie. Zginą ich przyjaciele, będą cierpieć, ale akcja i tak potoczy się tak, że akurat ci przetrwają. W pewnym momencie taki zbiór można wyłonić na wyczucie, już po paru odcinkach. Po prostu widać, że ta a ta osoba ma over 9000 punktów przeznaczenia. A w Gantzu nie. Twórcy pokreowali sobie właśnie takie postaci, które wedle sztampowych prawideł powinny utrzymać się co najmniej kilka odcinków, tylko po to, by je 'zdjąć', często w wyjątkowo debilny sposób. Dla mnie, wyznawcy zasady '99,9% pozytywnych herosów da się bez wysiłku i po kosztach ściągnąć ze snajperki' takie podejście miało swój urok. [7] Re: Gantz
[8] Re: Gantz
Anime w deche. Czasem lubie zobaczyć serie z zakończeniem gdzie nie wiadomo co się dzieje z głównym bohaterem. A ekranizacji Gantz'a, end jest super. Czasem jaks ię nudze, oglądam ostatnią misje. Jednakże manga jest trochę lepsza. Nie to, że ma więcej misji, ale zaczyna wyjaśniać kim jest ten łysol w kulce i skąd pochodzi (Made in *******). A cel istnienia tego zwalczania obcych jest genialne. Manga, według mnie, ma jedną wadę. Wychodzi co tydzień a czasem ekipy tłumaczące się spóźniają. Za to tła, przerys ze zdjęć z przwodników, wykonane jak najbardziej dobrze. Śmiechem, żartem. Gantz leży w czołówce moich ulubionych tytułów. [9] Re: Gantz
Pierwszy odcinek zapowiadał niezłą serię, drugi dało się jeszcze wytrzymać, a później było już tylko gorzej. Na poważnie zacząłem odpadać po bodajże 8. odcinku; w każdym razie był to ten, w którym Katō przez dwadzieścia parę minut zastanawiał się, czy wypada zabić kosmitę, aby ocalić człowieka. Do końca obejrzałem tylko dlatego, że nie lubię zostawiać tego, co zacząłem, aczkolwiek nie ma co ukrywać, że przebrnięcie przez pozostałych osiemnaście odcinków było dla mnie katorgą nie mniejszą niż obejrzenie całego „Binbō shimai monogatari” czy „Elfen Lied”... Ale moim zdaniem się nie przejmujcie, jako że należę do grona osób wybitnie antygantzowych, antyelfenliedowskich i antybinbōshimaimonogatarskich. [10] Re: Gantz
i jesteś masochistą - jak sam to nie wprost przyznałeś. [11] Re: Gantz
[12] Re: Gantz
Do mnie osobiście Gantz przemawia;] Anime faktycznie jest przeciągnięte w odcinkach i nie posiada jako takiego satysfakcjonującego dla przeciętnego odbiorcy zakończenia, ale ma w sobie to coś. Podziwiam wręcz poziom realistycznej brutalności, z którą spotykamy się na co dzień (a przynajmniej ja się spotykam) na ulicach. Bezpodstawna agresja i prymitywny sposób zaspokajania potrzeb niższego szczebla to tylko niektóre z przykładów, które można wymienić. Sądzę, że niektóre elementy Gantz były jak najbardziej celowe. Np. samo zakończenie nie zrobiono na odwal się, ale dano odbiorcy do zrozumienia, że wniosek z całości dzieła został wyciągnięty już gdzieś wcześniej i nie ma konieczności podążać utartym schematem powtarzając w kółko te same formułki, jak to miało miejsce np. w Toradora. Jak dla mnie to anime jest warte obejrzenia, ale tylko dla osób które lubią się doszukiwać treści ukrytych gdzieś głęboko pod warstwą fabuły głównej:) [13] Re: Gantz
[14] Re: Gantz
[15] Re: Gantz
Jak na razie oglądnąłem całe anime i przeczytałem początek mangi. Anime mi się podobało nie było tam przekoloryzowanych bohaterów niczym Ichigo z Bleach'a (chociaż może Katou był tak przedstawiony, ale dlatego też go nie lubiłem). Może twórcy trochę przesadzili z krwią i wnętrznościami, ale tak w sumie to nadaje klimatu. Anime ma świetny opening. | Użytkownik Szukacz Radio Gorące teksty | ||||||||||
Anime nie zachwyciło, chociaż miało momenty.
Ale swego czasu miałem taką schizę, że jakaś babka na ulicy coś ode mnie chciała, ja ją zlałem, po chwili się odwracam, a tu nikogo nie ma ;p